Przestraszyłem się, kiedy Jade oderwała ode mnie swoje pełne usta i odepchnęła mnie. Spojrzałem na nią z przerażeniem, tak jak ona na mnie, gdy jedna noga osunęła jej się i z pluskiem wpadła do wody. Ilość wypitego alkoholu nie pozwoliła mi racjonalnie myśleć, ani racjonalnie działać. Uklęknąłem przy brzegu, próbując ręką wybadać jak nisko już jest. Pośpiesznie wstałem, zrzuciłem koszulkę i już chciałem wskoczyć do wody, kiedy powstrzymał mnie czyiś uścisk na ramieniu. Odwróciłem się wkurzony i ujrzałem blondyna, który pchnął mnie z całej siły do tyłu, a następnie sam wskoczył do rzeki, próbując uratować moją dziewczynę. W tym czasie spanikowany wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer pogotowia. Język plątał mi się przez nerwy i wypite procenty, ale pan po drugiej stronie zrozumiał mnie i obiecał, że przyjadą jak najszybciej. Mój wzrok powędrował do mężczyzny, który wyciągnął Jade z wody. Jej blond włosy oraz jasną cerę pokrywało coś więcej niż woda i jakieś wodorosty. Zauważyłem jeszcze krew. Przeczołgałem się do dziewczyny, odgarniając mokre kosmyki na bok. Łzy skapywały z mojego policzka, na jej bladą twarz. Rękę położyłem po lewej stronie, gdzie powinno bić serce. Chłopak chwycił jej lewą dłoń, kładąc dwa palce na nadgarstku.
-Słaby puls.-powiedział cicho.
Przeraziłem się. Czy to oznaczało, że mogłem ją stracić?
Pogładziłem kciukiem polik blondynki, wycierając tym samym napływającą krew. Nachyliłem się i musnąłem jej zimne i mokre wargi. Nie chciałem jej tracić, nie teraz.
-Kocham cię, nie odchodź.-wyszeptałem w jej usta.
Teraz żyłem nadzieją, że zaraz otworzy oczy, uśmiechnie się i odda pocałunek z pasją, że wplącze dłonie w moje włosy, jak to zawsze robiła, że jeszcze raz powie mi "kocham cię". Chciałem zobaczyć jej przepiękny uśmiech, kolor oczu, który nie zmienił się od ładnych paru lat, a przez które zakochałem się w mojej przyjaciółce. Potrzebowałem czuć jej ciepło obok mnie, szczęście, kiedy była przy mnie i wtulała się w moją osobę. Kochałem jej perlisty śmiech, przez który sam również się śmiałem. Mocno ściskałem jej dłoń, a moje usta wypowiadały słowa modlitwy, którą teraz gorliwie powtarzałem.
Parę minut później przyjechała karetka. Zabrali pośpiesznie dziewczynę do środka pojazdu, gdzie zaczęli dotleniać ją, a ja stałem jak słup soli, ze łzami w oczach, nie bardzo wiedząc co robić. W końcu podszedł do mnie mężczyzna w uniformie.
-Chce pan jechać z nami?- zaproponował.
-A mogę?- spojrzałem na niego z nadzieją.
-Oczywiście. To była pana dziewczyna, tak?- spytał, a ja skinąłem głową.-To tym bardziej. Poza tym czuję od pana alkohol, nie mógłby pan pojechać samochodem.
Przyznałem mu rację, kierując się za nim. W aucie panowała ciężka atmosfera. Lekarze cały czas podtrzymywali blondynkę przy życiu, jednak puls z każdą minutą zmniejszał się. Siedziałem obok, trzymając ją za dłoń, więcej nie mogłem zrobić, nie pozwolili mi. Szeptałem ciągle, żeby mnie nie zostawiała, że ją kocham i nie poradzę sobie bez niej, a jeden z nich patrzył na mnie ze współczuciem w oczach. Moje łzy spływały jak szalone, nawet nie próbowałem ich zatrzymać. Co chwilę spoglądałem na ratowników z nadzieją. Modliłem się, żeby zaraz powiedzieli "Pana dziewczynie nic się nie stało, za moment obudzi się". Wtedy już nigdy więcej nie tknąłbym alkoholu, nie rozmawiałbym z innymi dziewczynami, chociaż i tak nie wiedziałem o co dzisiaj poszło, ja tylko próbowałem zasnąć. Nie wiedziałem nawet skąd wzięła się ta naga dziewczyna, która rzekomo próbowała się do mnie dobrać.
Nagle karetka zatrzymała się z piskiem, mężczyźni wynieśli nosze, położyli ją na łóżku i szybkim krokiem kierowali gdzieś, a ja zdezorientowany biegłem za nią, wciąż nie puszczając ręki.
-Nie może pan tam wejść.- przede mną stanął wysoki szatyn.-To sala operacyjna.
-To moja dziewczyna!- krzyknąłem zdruzgotany.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby nie umarła.- położył ręce na moich ramionach, wpatrując się w moje oczy.
-Obiecuje pan?- spytałem, wycierając łzy.
Zawahał się, jednak po chwili kiwnął głową, wchodząc do danego pomieszczenia, a ja osunąłem się po ścianie na ziemię, chociaż obok były krzesła. Płakałem. Ciągle czułem słoną ciecz, która powoli spływała po policzku w dół. Zakryłem twarz dłońmi, by nie było aż tak tego widać. Wciąż pamiętałem ostatni pocałunek. Nawet całowała mnie tak, jak nigdy wcześniej, jakby wiedziała, że zaraz stanie się coś tak tragicznego.
Co mnie przerażało najbardziej?
To, że odejdzie. Że zostawi mnie samego na tym świecie i już nigdy więcej nie przytuli mnie. Wbrew pozorom- nie zależało mi najbardziej na pocałunkach, czy seksie, ja tylko chciałem czuć, że jest obok
Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moim kolanie. Nie wiedziałem dlaczego, ale miałem cichą nadzieję, że to moja ukochana dziewczyna, a to wszystko co się tutaj stało, to tylko sen. Zły koszmar. Uniosłem głowę, ocierając oczy od nadpływających łez i ujrzałem uśmiechniętą szatynkę.
-Co się stało?- spytała troskliwym głosem.
-Żebym ja to wiedział.-odpowiedziałem, wzruszając ramionami.- W jednej chwili kochałem się z nią, później wręczyła mi mój prezent urodzinowy z tym cudownym uśmiechem na ustach, a na końcu strzeliła mi z liścia, ostatni raz pocałowaliśmy się, a teraz...Teraz jestem tutaj, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Och, przykro mi.-powiedziała, wzrokiem błądząc po ścianie na przeciwko.
Dziewczyna wyprostowała się, patrząc w swoje złączone dłonie, a ja wróciłem do przerwanej mi czynności- zalała mnie kolejna fala łez. Moje życie stanie się bez sensu, jeżeli zabraknie w nim Jade.
Zsunąłem się jeszcze niżej, prawie leżąc na ziemi. Co ja takiego zrobiłem, że uciekła? Dlaczego Natalie mnie uderzyła? Czemu to akurat Jade musi najbardziej cierpieć?
Westchnąłem, wracając wzrokiem do wspomnianej szatynki. Musiałem zaczepić się myślami czegoś innego.
-A co ty tutaj robisz?-zapytałem.
-Błąkam się po szpitalu bez powodu.- tym razem to ona wzruszyła ramionami.
-Jak to bez powodu?- pytałem dalej zdziwiony.
-Podchodzę do ludzi takich jak ty i staram się pocieszyć ich.-uśmiechnęła się.-Sama wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego.- westchnęła.- Kilka lat temu siedziałam dokładnie w tym samym miejscu co ty, również nie miałam siły, by jak człowiek usiąść na krześle, które znajdywało się obok.- zaśmiała się cicho.- Moja babcia przewróciła się, złamała nogę i straciła przytomność. Spytasz jak może stać się coś takiego, przez taką małą rzecz?- spytała patrząc na mnie.
-Nie, dobrze wiem, że to możliwe. Moja prababcia tak zmarła.- odpowiedziałem ze smutkiem w głosie.
Kiwnęła głową w zamyśleniu.
-Więc wiesz, to dobrze. Byłam z nią bardzo związana. To ona pomagała mi w szkole, z chłopakami...Ze wszystkim. Była kimś więcej niż przyjaciółką, której nie miałam i kimś więcej niż mama z tatą razem wzięci, chociaż rodziców też nie miałam.
Przyjrzałem jej się uważnie. Wyglądała na jakieś piętnaście lat, więc byłem w szoku, że aż tyle przeżyła, jednak dalej słuchałem.
-Zabrali ją na salę operacyjną, mówili że zrobią wszystko, by ją uratować.- mówiąc to była wpatrzona w podłogę, a moje łzy spotęgowały się. To samo mówił mi lekarz chwilę wcześniej. Obiecał, że ją uratują.-Nie uratowali.- ze zrezygnowaniem pokręciła głową.-Nie płakałam wiele, chociaż miałam dziewięć lat, wiedziałam, że babcia by tego nie chciała.
-Nie przestraszyłaś się tego, że straciłaś ją na zawsze?- zapytałem, ocierając łzy rękawem.
-Póki nosisz kogoś w sercu, nigdy go nie stracisz- powiedziała, podnosząc się z ziemi.
Wpatrzyłem się w niezwykle białe kafelki, a moja klatka piersiowa coraz szybciej unosiła się do góry. Ze strachu. Może i byłem starszy od tej dziewczynki, ale ja nadal bałem się, że stracę kogoś ukochanego i nie dam sobie sam rady. Spojrzałem na nią załzawionymi oczami, a ta rozszerzyła ramiona tak, bym się w nią wtulił. Nie myśląc wiele, energicznie podniosłem się, przytulając mocno dziewczynkę.
Wtedy usłyszeliśmy huk drzwi, kiedy ktoś wychodził.
Odwróciłem się w tamtą stronę widząc lekarza, w jasnozielonym fartuchu, ubrudzonym delikatnie krwią. A najgorsze było to, iż ta krew należała do Jade. Całą siłą woli powstrzymałem łzy, prosząc Boga o to, by powiedział, że przeżyła. Podszedłem bliżej do niego, a szatynka dla bezpieczeństwa nadal stała za mną. Kiedy byłem wystarczająco blisko, mężczyzna westchnął kręcąc głową.
-Zgon nastąpił o 09.45 pm.
______________________________
Bum tararam.
Zanim zacznijcie mi grozić, coś Wam wytłumaczę:
a) Nath wcale jej nie zdradził, tylko próbował zasnąć, bo był zmęczony, a to jakaś dziewczyna udawała, że chce się z nim przespać, żeby jakby rozbić ich związek. (Wiem, nie wyszło mi to, ale w mojej głowie wyglądało to lepiej. Tak tylko o tym teraz mówię, żeby nie było wątpliwości.)
b) Nie, następny rozdział to nie epilog. Chociaż Jade umarła, to akcja jeszcze się nie skończyła, więc nie groźcie mi, tylko cierpliwie poczekajcie do końca. :)
Chociaż to bezsensu, bo pewnie każdy teraz domyśla się jak to się skończy i kiedy. No ale trudno.
-Wiem, że rozdział miał być po 17, wybaczcie nie było mnie w domu, "korzystałam" z ferii. Mianowicie udałam się z przyjaciółką na górkę, gdzie zachowywałyśmy się jak dziesięciolatki, świetnie bawiące się zjeżdżaniem sankami, ale ten fragment można pominąć. :)
-Rozdział akurat pasuje do mojego humoru, dlatego też dodaję ten rozdział i schodzę z komputera, więc komentarze prawdopodobnie przeczytam jutro, żeby to się jeszcze bardziej nie zdołować czytając, iż jestem beznadziejna.
No. To chyba na tyle, chociaż pewnie znowu o czymś zapomniałam.
Do następnego. c:
Hej sorry za taką przerwę, wszystko już nadrobiłam i nic się nie zmieniło tzn. twoje opowiadanie dalej jest genialne. NIe mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPoza tym zaczęłam dodawać już rozdziały na swojego bloga zapraszam do czytania mojahistoriathewanted.blogspot.com
Jak dobrze że ja wszystko wiem...
OdpowiedzUsuńTakie groźby i oszczerstwa by leciały że masakra -.-
No. Nie chcę nic mówić, chyba znasz moje zdanie na ten temat, Aduś <3
Nexta ;*
Boże :(
OdpowiedzUsuńGdyby Jade wiedziała ;(
Mamo;(
Jest mi smutno i to bardzo. A nie zrobisz tak jak Krystian ^^ Ona ZMARTWYCHWSTANIE ! Ka Bum xd
Powiedz, że to jest twój zajebisty plan na przyszłość? Chcesz zranić moje małe, bezuczuciowe serduszko. W którym tli się nadzieja, że to koszmar, po którym nastąpi happy end. Wiem, że to nie prawda, ale NADZIEJA UMIERA OSTATNIA !
Moja jeszcze żyje! Tli się jej promyczek!
A reszta jak zareaguje?! NO JAK!?
Boję się ;<
Ale działaj kochanie ♥
do nastepnego ;]
Kurcze już sie zezłościłam ale te komentarze powyżej jakoś mnie uspokoiły mam nadzieje że wszystko bd okej :*
OdpowiedzUsuńweny życzę:*
Cudo!♥
OdpowiedzUsuńEla
boze ona umarla?
OdpowiedzUsuńten rozdzial czytalam ze lzami w oczach!
zrob zmartwychwstanie!!
czekam na nexta i ma on sie pojawic jutro!!!
Ej no, ale jak ona mogła umrzeć. No weź... Ale mam nadzieję, że to tylko sen, albo nie wiem cooo :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następnyy :D
Buźki Marlenaa:***
Jak mogłaś ją zabić?! o.O
OdpowiedzUsuńNapisz, że to tylko sen!
Proszę!!!!!! Błagam!!!!
Ona nie może umrzeć!!!
NIE MOŻE!!! rozumiesz?
Wiesz jak mnie ranisz?!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś ją zabić?
Już nie jestem w stanie nic więcej napisać....
Dodawaj szybko next!
Świetny <3 Świetnie piszesz :* Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńPs: zapraszam do mnie ;D http://thopowiadania.blogspot.com/
jak to nie zdradził ? :c
OdpowiedzUsuńznowu mi tak cholernie szkoda Sajksa,
jeszcze jak tam płakał w szpitalu
o boże, za dużo na mnie.
wgl miałam taki chujowy humor, a jak przeczytałam rozdział rozryczałam się. :C
chlip chlip, staje sie przez Ciebie uczuciowa. :c
do następnego.
Sykes jestem z Tobą. <3
Nie mam do Ciebie siły.
OdpowiedzUsuńBoże Święty jedyny. Jaki Ty masz talent do pisania. I nie mów, że nie, bo nie każde opowiadanie czytałabym dwa dni pod rząd nieprzerwanie, by wszystko nadrobić. :)
OdpowiedzUsuń